Po fascynującym i inspirującym wywiadzie z Anitą Kijanką (wywiad możesz przeczytać tu) pora pociągnąć za język jakiegoś mężczyznę. W sumie nie jakiegoś, bo mężczyznę, który przyszedł mi pierwszy na myśl, gdy zaczęłam planować ten cykl. Jest nim Michał Szafrański, którego zna chyba każdy bloger i każda osoba, która choć trochę interesuje się swoimi finansami.
Nie ukrywam, że Michał jest trochę takim moim idolem i to nie wcale przez sukces jaki odniósł na swoim blogu, ale jako osoba. Osoba, która nie tylko kocha dzielić się wiedzą i robi to w bardzo przystępny sposób, ale także osoba, która emanuje radością i optymizmem. To właśnie sprawiło, że zaczęłam śledzić Michała poczynania, najpierw czytając jego bloga, potem słuchając podcastów i poznając go osobiście, a teraz z niecierpliwością czekając kiedy Michał coś wypuści do świata (czy to blog czy podcast).
Michał to bardzo zapracowana osoba więc tym bardziej cieszę się, że postanowił odpowiedzieć na kilka moich pytań.
Agata Chmielewska: Cześć Michał. Na początek ogromnie Ci dziękuję, że znalazłeś chwilę dla mnie. Wiem, że teraz masz jeszcze bardziej napięty terminarz przez książkę, która niedawno miała swoją premierę i która już w przedsprzedaży odniosła sukces. Gratuluje! Sama ją posiadam i zachwalam gdzie tylko mogę, bo jest warta każdej ceny. Pewnie spodziewasz się, że pierwsze pytanie będzie dotyczyło Twojej książki co? To tu Cię zaskoczę i zapytam o coś zupełnie innego. Gotujesz dla siebie i dla rodziny?
Michał Szafrański: Nie. Nie potrafię gotować. Moimi popisowymi daniami są jajecznica i naleśniki, i tylko takie warianty śniadania proponuję rodzinie.
AC: Dobra jajecznica nie jest zła!
Wiesz dlaczego o to zapytałam? Bo nie wyobrażam sobie byś jeszcze na to mógł znaleźć czas 😉 Zdradzisz jak wygląda Twój “typowy dzień pracy” o ile taki istnieje? Wiem, że zagraniczni duzi blogerzy podchodzą do pisania bloga jak do normalnej pracy, a jak jest u Ciebie?
MS: Jeszcze rok temu powiedziałbym Ci, że mam w miarę stały reżim pracy. Dzisiaj nie mogę już tak powiedzieć. Prace najpierw nad treścią książki, a potem nad promocją “Finansowego ninja” (moją recenzję książki przeczytasz tu- dopisek AC), praktycznie zrujnowały mój schemat dnia. Aktualnie po prostu wstaję rano, gdy dzieci wybierają się do szkoły i czasami przed a czasami po śniadaniu zabieram się do pracy. Oczywiście posługuję się nadal skrupulatnym planowaniem czasu i zadań – wykorzystuję do tego aplikację Nozbe – ale brakuje mi w tej chwili porannej dyscypliny i reżimu, według którego działałem wcześniej.
Traktuję siebie teraz ulgowo – próbuję złapać oddech po blisko roku ostrego maratonu. Otwarcie muszę powiedzieć, że książka wyssała ze mnie bardzo dużo energii. Zepsuła to, co dosyć dobrze funkcjonowało. Taki był w moim przypadku koszt uboczny jej produkcji. Niemniej jednak niczego nie żałuję. Jestem szczęśliwy, że udało się ją ukończyć. Najbliższe tygodnie to czas na to, by ponownie to wszystko poukładać i znaleźć też czas i na spokojny oddech z rodziną i może nawet gotowanie, o którym wspominałaś.
Nie chcę by blog był “całym moim życiem”, a tak to dotychczas wyglądało. Blogowanie jest moją pracą – fajną, ale nie na tyle, bym chciał nadal oddawać temu i czas pracy i czas, który powinien służyć relaksowi.
AC: A co z weekendami? Odcinasz się od Internetów i robisz rzeczy zupełnie nie związane z blogiem i Twoją internetową aktywnością? Czy może jednak pracujesz? (wiem, że w soboty spisujesz paragony, ale co jeszcze ;)?)
MS: Ostatnio soboty mam pracujące. Niedziele są dniami bezwzględnego nie-pracowania. Mam takie mocno chrześcijańskie podejście – niedziela jest dniem świętym. Przy czym w moim przypadku i tak zbyt często sięgam po komputer i komórkę – nawet w celach rozrywkowych. Chcę doprowadzić do całkowitego wyłączania się z pracy na cały weekend. Po latach mentalnie do tego dorastam. Ja po prostu niestety lubię być zapracowany.
AC: Myślisz, że w dzisiejszych czasach da się całkowicie odciąć od komórki i komputera? Ja sobie tego nie wyobrażam. Bez nawigacji zgubiłabym się na pierwszym zakręcie 😉
MS: Nie jestem aż tak radykalny żeby rezygnować z ułatwień, które daje posiadanie telefonu w kieszeni, np. w zakresie nawigowania czy kontaktu telefonicznego z rodziną. Chodzi mi o ograniczenie – przynajmniej częściowe – złych nawyków: zaglądania do poczty i Facebooka, sprawdzania Twittera czy statystyk sprzedaży książki “Finansowy ninja”. To takie niepotrzebne odruchy, które powodują czasami niepotrzebne nerwy – chociażby z powodu poczucia źle spędzonego czasu – przepuszczonego między palcami pomimo, że tak naprawdę trudno nazwać tę aktywność jakościowym odpoczynkiem. Czasami aż szyja boli od patrzenia w telefon…
AC: Korzystasz z Nozbe (dzieki Tobie je poznałam i też jestem fanką tej aplikacji). Jak ją odkryłeś? Czy tak jak ja wcześniej testowałeś wszystkie możliwe programy i zmieniałeś je jak tylko lista rzeczy do zrobienia zaczynała Cię przerażać?
MS: Listy zadań zacząłem tworzyć ponad 25 lat temu, gdy boleśnie przekonywałem się, że nie jestem w stanie o wszystkim pamiętać. Później zrozumiałem, że nawet nie powinienem pamiętać – po to notuję, by nie zaprzątać sobie tym głowy.
Przez lata szukałem idealnego rozwiązania. Po przetestowaniu różnych narzędzi zdecydowałem się przez lata korzystać z bardzo prostego systemu opartego na notatkach w aplikacji Microsoft Outlook (notatkach a nie zadaniach!). Każdego dnia tworzyłem nową i kopiowałem do niej listę niezałatwionych spraw z poprzedniego dnia. Sprawy nowe oznaczałem z przodu dwoma minusami, sprawy w trakcie realizacji jako +-, a te załatwione jako ++. Każda linijka to jedno zadanie. Rano i wieczorem układanie i porządkowanie listy. Ten system przy swojej prostocie doskonale się sprawdzał. Wtedy nauczyłem się też cotygodniowego planowania.
Nozbe było po prostu jednym z kolejnych narzędzi, które zacząłem testować – gdzieś około 2011 roku. Przegrywało początkowo z moimi prostymi notatkami, ale ostatecznie wygrało ze względu na możliwość łatwego współdzielenia zadań z innymi osobami. Po blisko dwóch latach bezpłatnego korzystania zdecydowałem się na wersję płatną. Absolutnie nie żałuję. Dzisiaj wszystkie moje projekty nadzoruję z wykorzystaniem Nozbe.
AC: Czasem podpytuję Cię o różne rzeczy, proszę o poradę lub polecenie czegoś lub kogoś. Domyślam się, że nie ja jedna. Jak radzisz sobie z mailami od czytelników, komentarzami na blogu czy zaczepkami w Social Media?
MS: Odpowiadając ogólnie – nie radzę sobie. Trudno było mi to zaakceptować. Dzisiaj jednak doszedłem do takiego etapu, że choćbym nawet chciał, to nie jestem w stanie rzetelnie odpowiedzieć na każdy przychodzący do mnie e-mail czy wiadomość w SM. Staram się tu działać według takiej zasady “rób dla nielicznych to, co chciałbyś robić dla wielu”. Pogodziłem się z tym, że niektóre wiadomości muszę po prostu skasować. Czasami przenoszę je do specjalnego folderu nazwanego “Na potem”… ale w praktyce już do niego nie zaglądam. To taki prosty zabieg na uciszenie wyrzutów sumienia.
AC: Znam ten typ folderu… I dziękuję, że na moje wiadomości odpowiadasz!
Jak już zapytałam o te Social Media. To nie zauważyłam byś był aktywny na jednym z najpopularniejszych obecnie kanałów: Snapchacie. Wiem, że nie lubisz siebie w wideo (podobnie jak ja), ale czy planujesz wejść w Instagram Stories albo właśnie Snapchat? Pytam, bo ja tych kanałów zupełnie nie czuję i nie potrafię się w nich odnaleźć. Jako twórca nie bardzo wiem co mam pokazywać…swoje śniadanie czy wyjście do sklepu? Jako obserwator – wolę poczytać książkę. A jak jest z Tobą? Bo ja powoli zaczynam mieć wrażenie, że nie nadążam i chyba powinnam zmienić branżę 😉
MS: Ulegamy jakiemuś błędnemu przekonaniu, że musimy być wszędzie. Świat realny tak nie funkcjonuje. To, że w mieście jest koncert, dyskoteka, fajna konferencja czy nawet spotkanie znajomych, wcale nie oznacza, że koniecznie musimy tam być. Takiej asertywności w świecie realnym już się nauczyliśmy. Mam jednak wrażenie, że brakuje nam jej w internecie. Łapiemy się na tym, że być może coś nas omija, coś tracimy. Nie pomaga poczucie pozornej dostępności konkretnego medium czy serwisu na wyciągnięcie palców – w naszym telefonie.
Oczywiście mógłbym być i na Snapchacie i na YouTube i pewnie w wielu innych serwisach. Z tym, że ja ich nie czuję. Nie boję się otwarcie o tym powiedzieć. Ja muszę mieć przekonanie, że medium, z którego korzystam, rzeczywiście daje wartość dodaną komunikatowi, który chcę przekazać. Trwałą wartość. Generowanie treści ulotnych mnie nie interesuje. Można mówić o tym, że Snapchat to bardziej sposób komunikacji niż tworzenia treści, ale ja bardzo źle się czuję przeznaczając więcej czasu na komunikację niż na tworzenie treści. Szukam optymalnego, jak najbardziej wartościowego kompromisu i złotego środka – ograniczając jednocześnie “przepalany” czas.
Reasumując mam dwa wnioski. Po pierwsze: moim zdaniem to jest zupełnie OK, że na czymś się nie znam i nie chcę się znać. A po drugie: doceniam znaczenie i koszt czasu, i chcę go wykorzystywać w jak najmądrzejszy sposób – dla mnie i mojej rodziny, a dopiero później dla mojego audytorium. W tej kolejności i bez szkody dla wszystkich. Wchodzenie w kolejne media wcale w tym nie pomaga.
AC: Twój sukces w blogowaniu imponuje wielu blogerom. Dla wielu jesteś inspiracją, a nawet idolem. Nie boisz się, że “woda sodowa” uderzy Ci do głowy? W sumie nie wierzę w to, ale chcę poznać Twoje zdanie.
MS: Tu aż prosi się o wstęp do odpowiedzi. Są osoby, które oceniają innych z własnej perspektywy i już takie fanaberie jak “nie wejdę na Snapchata” albo “kasuję część maili od Czytelników” traktują jako przejaw “wody sodowej”. Są też osoby, które głośniejsze mówienie o czymś niepopularnym, np. piętnowanie działań niektórych agencji reklamowych, traktują właśnie w ten sposób. Ja kompletnie nie zgadzam się z takim podejściem.
Mam też duży dystans do traktowania mnie jako inspiracji. Cieszę się, gdy słyszę, że to się dzieje, ale też staram się tłumaczyć, że ja jestem po prostu zwykłym gościem, który bardzo serio traktuje to co robi i nie boi się ciężkiej pracy. Mam efekty, które zawdzięczam m.in. sporemu bagażowi doświadczeń z pracy w mediach oraz w IT. Nie wstydzę się powiedzieć, że czuję się spełniony w tym co robię, ale też zwracam dużą uwagę, by uświadamiać, że to wcale nie była prosta droga. Przy całym moim egocentryzmie mam też w sobie dużo pokory i doceniam czynnik szczęścia.
Odpowiadając wprost: wydaje mi się, że mam już zbyt ugruntowane priorytety i podejście do życia, by uderzyła mi do głowy “woda sodowa”. Czasami mi się wydaje, że za stary już na to jestem. Oczywiście zbytnia pewność siebie bywa zgubna, więc mówię to raczej ostrożnie. Bardzo ważnym elementem stabilizującym jest Gabi – moja Żona. Jak nikt inny potrafi mnie sprowadzić na ziemię. Ma niesamowitego nosa do ludzi, z którymi mam do czynienia i już nie raz przyznawałem jej rację tam, gdzie wydawało mi się, że racja jest po mojej stronie. Jednocześnie ma olbrzymi dystans do całego szumu wokół mojej osoby. Spokojnie może powiedzieć, że “znała mnie lepiej od wszystkich zanim to było modne”. 😉 I najlepsze jest to, że 20 lat po ślubie kochamy się coraz bardziej.
AC: Obserwując dzieci niektórych blogerów widzę, że ich też ciągnie w tym kierunku. Powiedz czy Twoje dzieci też planują mieć blogi? Coś o tym wspominały?
MS: Nawet jeśli planują, to nie są to plany na serio. Syn ma kanał na YouTube i eksperymentuje z różnymi formami. Córka także jest w jakimś stopniu obecna w Internecie. Mam wrażenie, że rozumieją jednak, że blog to nie są łatwe pieniądze. Widzą też, ile ja czasu i energii przeznaczam na to, by dobrze robić to co robię.
W dużo większym stopniu inspirują się Krzyśkiem Gonciarzem niż mną.
AC: Podejrzewam, że Twoje dzieci są dobrze wyedukowane w kwestii oszczędzania i dbania o finanse osobiste. Co byś poradził rodzicom, których dzieci zaczynają domagać się kieszonkowego i chcą pewnej niezależności finansowej? Oczywiście poza przeczytaniem Twojej książki (i to nie żart).
MS: Ja nie czuję się ekspertem od edukacji finansowej dzieci. Mam wrażenie, że na tym polu mam wiele zaniechań. Nasze dzieci nie otrzymują kieszonkowego. Muszą gospodarować tymi pieniędzmi, które otrzymają od rodziny lub które zarobią. Staramy się, aby nie miały wrażenia, że pieniądze to dobro łatwodostępne. Podstawowe potrzeby mają zapewnione i sfinansowane, ale na wszystkie inne rzeczy muszą sobie zapracować i zaoszczędzić. Oczywiście wraz z ich wiekiem poszerza się definicja tych “innych rzeczy”.
Myślę, że podstawą jest dawanie dobrego przykładu. Pokazywanie dzieciom, że sami potrafimy mądrze obchodzić się z pieniędzmi. Jeśli rodzic nie chce, by dziecko wydawało kasę na głupoty, to powinien przede wszystkim sam pokazać, że nie przepuszcza pieniędzy przez palce. A już szczytem hipokryzji z perspektywy dziecka jest tłumaczenie, że czegoś się mu nie zakupi “bo przecież nie mamy pieniędzy” i jednoczesne wydawanie pieniędzy na własne potrzeby lekką ręką. W taki sposób trudno będzie przekazać dobre wzorce.
AC: Wiesz, że “Finansowy ninja” to była chyba najgrubsza książka, którą przeczytałam w najkrótszym czasie? Nie dość, że konkretna to jeszcze przyjemna w czytaniu. Skąd u umysłu ścisłego taka lekkość pióra? Chodziłeś na jakieś warsztaty, szkoliłeś się w tym zakresie?
MS: Jestem samoukiem, ale mam za sobą bardzo długi i praktyczny trening pisania poradnikowego. Pisałem do magazynu komputerowego Bajtek, pracowałem jako dziennikarz Gazety Wyborczej oraz Computerworld, redagowałem też teksty innych autorów. W tradycyjnych mediach spędziłem około 10 lat. To co wygląda obecnie na lekkość pióra, to efekt pracy nad tysiącami artykułów i zbierania zasłużonych cięgów od bardziej doświadczonych osób. Dla jasności: bardzo daleko mi do wirtuoza. A z drugiej strony to dobrze, bo mój język jest prosty i zrozumiały. Chcę by taki był.
Duży udział w jakości językowej i zrozumiałości “Finansowego ninja” miała także moja Żona Gabi – pierwsza recenzentka książki. Dobrą pracę redakcyjną wykonali też Łukasz i Marta z firmy ekorekta24.pl.
AC: Bardzo ciekawi mnie jakie masz dalsze plany? Zdradzisz coś? Wiem, że na wpisy to masz pomysłów setki, ale może coś jeszcze? Druga książka? 🙂 Wiem ile ta Cię energii i czasu kosztowała, ale chyba warto ten sukces powtórzyć?
MS: Przede wszystkim chcę odpocząć. Potem chcę wypracować nowy reżim pracy dbając, by zostało sporo dla rodziny i na dbanie o siebie. Brzmi banalnie, ale najwyższa pora przestać się zapracowywać. Problem w tym, że ja pioruńsko lubię to co robię i efekty, które widzę.
Rozumiem, że pytasz przede wszystkim o plany zawodowe. W najbliższych miesiącach będę eksperymentował ze sprzedażą książki. Chcę przetestować różne koncepcje zanim zdecyduję się na kolejną publikację. Równolegle realizuję projekt inwestycji w 10 mieszkań na wynajem i planuję pokazywać go “na żywo” na blogu – ze wszystkimi plusami i minusami. To gorący temat i jednocześnie brakuje w sieci wiarygodnych case study z tego obszaru. W tym przedsięwzięciu chcę realizować jednocześnie cele prywatne i blogowe.
Marzy mi się wprowadzenie nowego layoutu bloga, wypatruję z niecierpliwością setnego odcinka podcastu i mam pomysły na kolejne projekty z zakresu edukacji finansowej.
Oczywiście mam rozpisane kolejne tytuły książek, ale chwilowo mam serdecznie dość przesiadywania nad pustymi kartkami. Odpocznę i zastanowię się, czy chcę przez to szaleństwo przechodzić ponownie.
AC: Wow! Setny odcinek podcastu – brzmi dumnie! Jestem fanką Twoich podcastów, i wiem, że to także robisz bardzo dobrze.
Michał mogłabym Ci zadać jeszcze setki pytań, ale nie chcę Cię zamęczać (za jakiś czas po prostu poproszę o drugi wywiad ;)). Dziękuję Ci bardzo za odpowiedzi na moje pytania, które na pewno są interesujące nie tylko dla mnie. Na koniec chciałam Cię prosić o jedną małą rzecz: rób wszystko by nie stracić tej radości w głosie i uśmiechu na twarzy, bo one są bezcenne i myślę, że są takim Twoim znakiem rozpoznawczym 🙂
Michała znajdziesz tu:
Książkę Michała „Finansowy ninja” możesz zamówić w jego sklepie: finansowyninja.pl
Link jest linkiem partnerskim, jeśli kupisz książkę po przejściu przez ten link ja otrzymam prowizję – dziękuje!
Aplikację Nozbe możesz poznać i pobrać tu – to link afiliacyjny, ja na nim zarobię, ale Ty też – ogarniesz swoje życie i 1-3 miesiące korzystania masz za darmo 🙂
Zdjęcia Michała wykonała Agnieszka Wanat – też polecam 🙂
Uwielbiam Michała za jego skromność i pewność siebie jednocześnie. Oraz za to, że zawsze powtarza ile w jego sukcesie ma udział jego żona Gabi. Książkę Michała przeczytałam i wcieliłam zmiany w życie i już udało mi się oszczędzić pierwsze pieniądze. Nawet przekonać męża do grania ze mną w tej samej drużynie a nie przeciwnej. Jestem dobrej myśli. I oczywiście kibicuję dalej Michałowi!
a ja Tobie za sukcesy we wcielaniu zmian 🙂
Fajnie, że nie było wywiadu na zasadzie wyślę ci komplet pytań, a ty na wszystkie odpowiedz i jest to po prostu rozmowa. Agato – więcej takich wywiadów z pytaniami o KONKRETY jak tutaj. Trochę za krótko jak na mój gust i pociągnąłbym Michała jeszcze za język, gdy już się zgodził.
mam nadzieję, ze się zgodzi 🙂 Czy masz jakieś konkretne pytania do niego?
1] Kiedy i w jaki sposób chciałby odejsc na emeryture.
2] Kiedy rebranding bloga (bo blog o oszczedzaniu to już nie jest, a przynajmniej nie tylko)
itd 🙂
zobaczymy co da się zrobić 🙂
Zrób co możesz! 🙂
to trzeba zebrać więcej pytań, myślę, że Michał z przyjemnością na nie odpowie, to naprawdę niesamowity człowiek!