Do tego wpisu podchodziłam jak do jeża. Wiedziałam, że chcę się podzielić swoimi spostrzeżeniami, popełnionymi błędami i decyzjami jakie musiałam podjąć podczas wymiany mieszkania na lepszy model (czyli sprzedaż, kredyt i zakup mieszkania), ale nie wiedziałam jak to ugryźć w jednym wpisie. Przez 7 miesięcy zostałam zaskoczona tysiące razy, wkurzona setki tysięcy razy, załamana i zrezygnowana….tutaj już liczby pominę. Nauczyłam się jednak jeszcze więcej – o rynku nieruchomości, ludziach i zaopatrzeniu sklepów budowlanych. Nie wiedziałam też jak zacząć ten wpis, jak go mądrze i treściwie ugryźć. Stwierdziłam, że podzielę go w takim razie na kilka wpisów i zacznę od tyłu, czyli od najprzyjemniejszej rzeczy 😉
O tym co trzeba wiedzieć kupując mieszkanie, jak wybierać mieszkanie, które chcemy kupić, czy lepiej z rynku wtórnego czy pierwotnego, jak przygotować się do kredytu hipotecznego napiszę w innych wpisach. Dziś o remontach, przeprowadzce i radości z realizacji jednego życiowego marzenia.
Zwykle jest tak, że gdy odbierzemy klucze od nowego mieszkania to zaraz potem czeka nas remont. Jeśli kupiliśmy mieszkanie od developera w stanie tzw. gołym to remontu na pewno nie unikniemy, a nawet nie tyle remontu co wykończenia mieszkania i jego umeblowania. Z rynkiem wtórnym jest teoretycznie mniej zabawy, remont nie zawsze jest konieczny, a nawet jeśli tak, to czasem możemy z tym spokojnie poczekać na przypływ gotówki itd. U mnie miało być tylko szybkie odświeżenie mieszkania przed przeprowadzką. Z tego szybkiego odświeżenia zrobił się remont generalny, wymiana prawie wszystkiego i lekko nadwyrężony budżet. Dlaczego tak się stało napiszę niebawem.
W czasie remontu i meblowania mieszkania wciąż słyszałam jedno pytanie: Ale dlaczego to mama Ci je urządza?! Przecież to takie fajne szukać, wybierać, kombinować… Nie. Nie jest fajne. Nie dla mnie. Nie znam się na tym, nie chcę się znać, nie mam czasu. Jak mam czytać o tym jaką farbę kupić lub jakie kafelki dobrze sprawdzą się w łazience to ja już wolę w tym czasie nauczyć się programować lub poprawić swoją wiedzę na temat kodowania.
Od urządzania mieszkania wolę html 😉
Podziękuję za wchodzenie na homebook.pl itd. Na projektanta wnętrz mnie nie stać (pomijam koszt projektu, raczej jego późniejsza realizacja to jakiś kosmos finansowy). A mama się zna, umie, lubi to i zrobi to za kilka kłótni i kawę 😉 No więc mama planowała, wybierała, czasem dłużej do czegoś mnie przekonywała i kierowała. Ona była złym policjantem, ja tym dobrym. Jak Pan Majster Paweł psioczył na gres w łazience (już rozumiem doskonale dlaczego) to mówiłam: szefowa wybierała, do niej zgłaszać zastrzeżenia.
I tak się bujaliśmy w mniejszym (ja, mama i Pan Paweł) lub większym gronie (nasza trójka i pracownicy Pana Pawła) ze dwa miesiące. Ja miałam ochotę wszystkich pozabijać, Pan Paweł chodził zestresowany, że go obsmaruję w internetach, a mama, no cóż, mama czasem za bardzo kombinowała – choć nie ukrywajmy jej wsparcie (i finansowe i zadaniowe) było bezcenne.
Pan Majster Paweł też okazał się najlepszym wyborem pod słońcem. Nie dość, że doradzał, pomagał w zakupach, jeździł na zakupy to jeszcze mnie przeprowadził – jeśli szukasz sprawdzonej i godnej zaufania ekipy remontowej to chętnie dam namiary. Czasem tam oczywiście kolorował rzeczywistość. Ja z obawy o moje zszargane nerwy coraz rzadziej jeździłam na “kontrolę”, ale ufałam i się nie zawiodłam.
I tak już jestem na nowym swoim. Daleko od centrum, ale za to blisko metra. Z nowymi sąsiadami, którzy mnie nienawidzą (długi remont, wiercenie po 22 itd ;)) i z jakąś taką radością.
Mamuśka spisała się na medal. Kuchnię zrobiła mi pierwsza klasa. Duży blat, dużo przestrzeni, miejsce do kręcenia filmów (których co prawda nie kręce ostatnio, ale miejsce jest ;)). Panowie monteży (nie od Pana Pawła) lekko schrzanili sprawę, bo szafki zawiesili wyżej niż mieli zapominając, że tu mały kurczak będzie gotował i teraz muszę skakać po stołkach z IKEA by dostać się do czegokolwiek schowanego na 2 półce 😉 Lodówka stara została, ale cudnie ją ozdobiłam 😉
Łazienka też całkiem spoko. Wreszcie mam wymarzony prysznic! Mi się podoba, choć kafelki podobno źle z Panem Majstrem Pawłem ułożyliśmy – niemodnie…
Przedpokój spełnia swoje zadanie także godnie. Z uwagi na szerokość – za dużą by nic tam nie wstawić, a za małą by wstawić szafę, kupiłyśmy tam kilka szafek na buty – jest gdzie rzucać torby po powrocie do domu, jest też gdzie schować chociaż część moich pantofelków i trzewików (pomimo, że głównie chodzę z martensach to trochę tego wszystkiego mam ;)).
Mam też swój wymarzony pokój biurowy. Pracując z domu warto mieć takie miejsce. Jest biurko, jest regał na książki i jest regał na duperele. Tych dupereli to ja mam dużo, a że mama wybrała regał bez drzwiczek to musiałam sobie jakoś poradzić. Kupiłam kartonowe pudełka i problem rozwiązany.
Kanapy nie zakupiłam, bo te co spełniają moje wymagania albo jeszcze nie zostały stworzone albo ja na nie nie natrafiłam. Wymyśliłam sobie, że kiedyś sama coś zaprojektuje i zlecę wykonanie, a na razie będzie coś innego. Po prostu dwa materace, jeden na drugim, wysokości zacnej i miękkościo-twardości odpowiedniej. Z dużymi poduchami zamiast oparcia (wciąż szukam) i szerokością odpowiednią do pracy w pozycji leżącej. No i na moje popołudniowe drzemki sprawdzi się ta kompozycja idealnie. Jednak wybór materaca to nie taka prosta sprawa. Testowałam różne i wierzcie mi, ale można zwariować. Ostatecznie moim pokoju biurowym zawitały materace Eve z uwagi na materiał z jakich są wykonane – 3 warstwy pianek, które oddychają. Dzięki temu mogłam spokojnie położyć jeden materac na drugim. Włożyłam między nie jednak stelaż z desek, ale myślę, że to nie było konieczne. Materace Eve są naprawdę wygodne i co najważniejsze mają pokrowiec więc będę mogła prosto utrzymać je w czystości. No i takie rozwiązanie idealnie się sprawdzi jak jacyś goście do mnie zawitają. Wówczas kanapę zmienimy w łóżko!
Balkonu nie mam. To była świadoma decyzja. Balkon zawsze był u mnie takim prywatnym śmietnikiem. Zatem przeszklona loggia to w moim przypadku rozwiązanie idealne. Niby jest balkon, a jednak śmietnika tam nie zrobisz. To także moje miejsce pracy. Tu powstają zdjęcia, czasem wpisy na blog, a czasem po prostu siadam z kubkiem kawy, Kindle i czytam. Ponieważ nie chciałam jej za bardzo zagracać to kupiłam w IKEA montowany do ściany “stolik”, który można złożyć w każdej chwili. Stanąć na nim nie stanę, bo się zawali, ale swoje inne funkcje spełnia idealnie.
Został mi do urządzenia jeszcze tylko duży pokój. Miała tu stanąć szafa na wymiar, ale z uwagi, na posiadanie garderoby szafa staje się mi zbędna (no chyba, że powiększy mi się kolekcja moich 130 par rajstop i pończoch ;)). Obecnie stoi tu orbitrek i idealnie spełnia się jako wieszak na płaszcze, kurtki i torby 😉
Kilka rzeczy jeszcze mi zostało do ogarnięcia (no np. coś w tym dużym pokoju) i zakupienia. Żyrandole mam bardzo loftowe (zabieg celowy, kabel pod kolor kanapy ;)), jakieś rolety w oknach by się przydały (pozdrawiam sąsiadów, fajne życie mam co? ;)) i wymiana okien, ale to nie teraz.
Teraz się cieszę, że wreszcie zrobiłam to o czym myślałam od dawna, ale przerażało mnie i odkładałam to na później.
Już niedługo napiszę trochę o tym jak przygotować się do kredytu, na co zwracać uwagę przy kupnie mieszkania i jak to wszystko ogarnąć – wynająć mamę rzecz jasna 😉
Kurczaku, pięknie 🙂
dziękuje <3
Ale cudowna przestrzeń <3
Dziękuję ci ślicznie <3