Czy kobieta doskonała istnieje? Czym jest kobieta dość doskonała. Czym jest kobieta w dzisiejszym świecie. To i wiele więcej pokazuje książka Sylwii Kubryńskiej “Kobieta dość doskonała”.
Rzadko recenzuje książki, bo nie jestem jakimś wielkim molem książkowym, a to co czytam to zwykle literatura marketingowa, biznesowa lub rozwojowa. Jednak teraz postanowiłam napisać coś więcej na temat książki, która wywarła na mnie ogromne wrażenie. Na temat książki niezwykłej, jakże prawdziwej i mądrej.
Dlaczego zdecydowałam się zrecenzować książkę Sylwii Kubryńskiej? Bo od pierwszej strony wchłonęła mnie bezwzględnie, a hashtag #niespieboczytamkubrynska zaczął mi towarzyszyć przez kilka nocy.
Ostrzegam, to będzie bardzo długi wpis. Jeśli nie masz czasu, nie chce Ci się lub nie lubisz czytać, zjedź niżej, na samym końcu znajdziesz kilka słów: dlaczego warto przeczytać książkę “Kobieta dość doskonała”. Czytając ją miałam wrażenie, że Sylwia siadła, zaczęła pisać i tak popłynęła, że nie odeszła od biurka nim nie skończyła. Wszystko stanowi całość, wszystko tak jakby płynie.
Pisałam o tym tutaj.
Książka pokazuje kobietę: kobietę dziecko, kobietę dorastającą, kobietę matkę i kobietę babkę. Od dziecka do starości. Pokazuje jak to naprawdę z nami jest, jakie jesteśmy głupie i co najgorsze nie z własnej winy, nie z winy naszych rodziców, nie z winy naszych nauczycieli. Z winy stereotypów, chorych stereotypów.
Chcę Wam pokazać kilka (z kilkunastu, jak nie kilkudziesięciu) fragmentów, które zwróciły moją uwagę najmocniej, przy których zatrzymałam się na dłużej.
- „Kobieta idealna jest perfekcyjną panią domu. Troskliwą żoną i matką. Świetna kucharka. Jest cnotliwa i wierna. Mądra. Niezależna. Piękna i seksowna. Inna. Nie taka jak ja. Ale się staram. Już niedługo nią będę. Jeszcze tylko zrzucę pięć kilo, jeszcze wykupię kurs angielskiego dla dzieci. Basen i rolki. Kurs tańca hiszpańskiego. I wezmę dodatkowy etat.”
Bo teraz nie wystarczy, że jesteś matką i żoną. Teraz nie wystarczy, że jesteś Panią dyrektor, Panią bizneswomen, Panią co osiągnęła sukces. Teraz musisz być wszystkim: żoną, matką, dyrektorką. Musisz dobrze wyglądać, znać kilka języków i nie mieć cellulitu. Bo jak masz tylko jedno, to tak naprawdę niewiele znaczysz. I w sumie nawet jeśli to wszystko masz to i tak niewiele znaczysz, zwłaszcza dla siebie, bo zawsze gdzieś tam jest tak Ela Kozior…
Kim jest Ela Kozior zapytasz. Każdy ma jakąś Elę Kozior…
- „Ja miałam same piątki od góry do dołu, same piątki, a jak tylko dostałam czwórkę, matka pytała, co dostała Ela Kozior. “ A co dostała Ela Kozior?”. Tak mi sie to pytanie wryło w mózg, że choć już od dawna nie zadaje mi go moja matka, w kółko zadaję je sobie sama. Bo zawsze jest gdzieś jakaś Ela Kozior.”
Ja też miałam swoją Elę, nawet Elę, Olę i Alę, bo przecież jak Ela dostała niższą ocenę ode mnie, to trzeba było znaleźć inną Elę, do której zostałam porównana. I wcale nie obwiniam za to nikogo, nie obwiniam swoich opiekunów, bo oni też mieli swoje Ele. Niestety ta Ela, Ola czy Ala towarzyszą nam do końca życia…
- “Dlatego teraz, gdy cokolwiek osiągnę, zamiast odetchnąć i kupić sobie szampana, szaleję z niepokoju. Bo przecież zaraz okaże się, że napisałam stek bzdur, w odróżnieniu od kogoś tam, kto ma pachnące gumki w piórniku i więcej lajków.”
A jeśli nawet nie mamy tej naszej Eli, to w Internecie szybko ją znajdziemy. I to na własne, wyuczone, życzenie. Bycie mądrym i zaradnym nie wystarczy. “Dziewczynka (a potem kobieta) ma być grzeczna, ma się wstydzić i ma wyglądać”. Nie może się obrażać, musi znać się na żartach, śmiać się z tego, że nie jest doskonała, śmiać się gdy inni się z niej śmieją. A jeśli jest jej przykro, to absolutnie nie powinna tego pokazywać. Nie może być jej przykro. Musi mieć maskę, musi mieć kilka masek, każda na inną okazję. Maska ma ukrywać uczucia, ukrywać Ciebie.
- “To się zaczęło już kiedy byłam dziewczynką. To się będzie ciągnąć przez kolejne lata będzie się wypalać do końca życia. Maska. Maska, nieodłączna część mnie, moja zbroja. Znasz to? Ktoś cię obraża i się z ciebie śmieje, a ty kompletnie nie wiesz, co z tym zrobić, więc śmiejesz się razem z nim i wmawiasz sobie, że w ogóle ciebie to nie rani? Ale jednak trochę rani, jednak coś uwiera, więc jeszcze próbujesz powiedzieć, że ci przykro. Przykro mi. Nie, nie jest ci przykro. Nie możesz tak reagować. Wyluzuj, masz fioła na swoim punkcie. Na żartach się nie znasz. Nie rób scen. […] Więc znosisz ze śmiechem tę przykrość, twierdząc, że w ogóle jej nie doświadczasz. Bo przecież jesteś ponad. Ponad swoje uczucia, ponad rozpadlinę w duszy, ponad to, że świat ci się rozjeżdża, obsuwa, że tracisz pewność siebie, gaśnie ci ten promyczek, który i tak ledwo się tlił. Ale tego nikt nie widzi, bo ekspresowo wciągasz swoją maskę pajaca i trach, już jesteś bezpieczna. […] Śmiech to twoja zbroja, ucieczka od łez, o których nie możesz zapomnieć. Sklejasz te wszystkie złe humory i czarujesz tęczę. Rozglądasz się wokół, kogo by tu uszczęśliwić, kogo tu oczarować. Nikt nie może przejść obok ciebie obojętny. Wszyscy cię uwielbiają. Tylko że tam pod spodem wcale ciebie nie ma.”
Chyba nie chcesz by Ciebie tak naprawdę nie było, co?
Rozpisałam się wiem, ale jeśli dotarłaś/eś do tego miejsca to wielki szacun dla Ciebie i kilka słów na koniec. Książka zwróciła moją uwagę na 3 podstawowe kwestie: 1. nie starajmy się być perfekcyjni we wszystkim co robimy. Tego nikt nie doceni, tego my także nie docenimy. Nie da się być idealnym, to niemożliwe. Nic w przyrodzie nie jest idealne. Róbmy po prostu tak by na koniec życia powiedzieć: było fajnie! A że życie jeszcze się nie kończy, róbmy tak by czasem uśmiechnąć się do tego przebrzydłego lustra 😉 2. skupiamy się na rzeczach, które nie są istotne, a zapominamy o tych istotnych. Czy ktoś pamięta jakie miał oceny w szkole? Czy na coś to wpłynęło? Coś Wam to dało poza czerwonym paskiem na świadectwie? Czy nie lepiej skupić się na istotniejszych rzeczach? Czy nie lepiej mieć piątki z ulubionych przedmiotów, a czas, który poświęcamy na bycie najlepszym we wszystkim przeznaczyć na budowanie relacji z ludźmi? Na spędzanie z nimi czasu, na korzystanie z życia? 3. róbmy sobie dobrze. Niech ciągłe MUSZĘ coś zrobić, będzie czasem zastąpione CHCĘ nic nie robić.Nie naginajmy się dla innych, nie oddawajmy najlepszego kawałka tiramisu komuś kto ma focha- “Jego foch jest jego sprawą. Twoją sprawą jest twoje życie.” Zatem bądź czasem egoistą i zacznij troszczyć się o siebie.
I wierzcie mi to nie poradnik profeministyczny, ta książka pokazuje po prostu absurdy tego świata. To, że żyjemy tylko i wyłącznie dla innych, a nie dla siebie. To, że wciąż wszystko musimy, a zapominamy o tym czego chcemy. To, że nie ma czegoś takiego jak DOSKONAŁOŚĆ.
Na sam koniec, nie odpowiem Wam na pytanie, zawarte w tytule wpisu. Przeczytajcie książkę i sami sobie na nie odpowiedzcie. Bo dla każdego to będzie znaczyć co innego. A książkę w formie ebooka możecie kupić w księgarni Sensus.pl